piątek, 28 listopada 2014

'Where's hope..there's life'

*Laura*
-Szpital.-Wypowiedziała ciemnowłosa podciągając się na łóżku. Usiadła po turecku, nogi okrywając cienką kołdrą w białej poszewce. Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na mnie siedzącą na plastikowym krześle. Równie białym co poszewka od kołdry. Jakby biel miała odstraszać bakterie i wszystko co złe. Jakby biel miała zapewnić sterylność, bezpieczeństwo bo jest bielą. Bo gdyby tak o tym pomyśleć. Nigdy nie widziałam szpitala z czarnymi, czy czerwonymi ścianami. Złudna potrzeba otaczania się złudnym dobrem. Bo biały kojarzy się z niebem i czystością. Biel jednak jest obrzydliwie nudna! O wiele ciekawiej byłoby patrzeć na niebieskie ściany, które przypominają chociażby niebo, a to daje wrażenie przestrzeni, wolności... Ciche westchnienie wyrwało mnie z myśli. Skupiłam się na Shailene. Na jej twarzy było można dostrzec zmęczenie tym wszystkim. Zaproponowała w końcu grę w skojarzenia. Oczywiście znów to samo...
-Czemu grając w skojarzenia zawsze wybierasz temat szpitalu i wszystkiego co z nim związanym?- Spytałam zaczesując ciemne włosy na lewe ramię.
-Nie wiem.- Shay jednynie wzruszyła ramionami i zerknęła na kroplówkę do której została podpięta kilka minut temu. Płyn powoli skapywał z woreczka do plastikowej rurki, dalej równie wolno spływał do jej dłoni. Chyba czuła lekki chłód w miejscu, w którym płyn wtaczał się do żyły.- Chyba o tym wiem najwięcej.- Dodała znów patrząc na mnie.
-Leki.- Odparłam w końcu opierając łokcie na ramie od łóżka.
-Phalanxifor.- Odparła szybko, bez zastanowienia. Znała szpital naprawdę dobrze. Po tylu latach mogła spokojnie powiedzieć, że tutaj jest jej dom, a we własnym jest tylko rzadkim gościem. Nie czuła się, aż tak źle, a raczej jeszcze nie wybierała się na drugą stronę, aby nie dać rady poza szpitalem. Ale rodzice zgodnie stwierdzili, że tak będzie bezpieczniej. Pomoc jest zawsze na miejscu i ktoś ma na nią oko w każdej chwili. Cóż, to na prawdę wygodne dla ludzi, którzy mają pełne ręce roboty i chorą córkę w pakiecie.
-Starczy na dziś.- Spojrzała na srebrny zegarek, niby przelotnie, ale ja rozumiałam rozumiałam ten gest. Wykonywała go zawsze na chwilę przed wyjściem. Poza tym nie wymagała od rodziców by przesiadywali z nią w tym dołującym miejscu non stop. Ode mnie też nie. Zdawała sobie sprawę, że oni znoszą to znacznie gorzej od niej. Przyjaciółka zdążyła przywyknąć do każdej czynności jaką się tutaj wykonuje i do każdej ściany. Znała pory przychodzenia pielęgniarek jak i lekarzy. Wiedziała kto na jakie badania jedzie, co komu dolega. Była na prawdę dobrą informacją.
-I tak obie doskonale wiemy, że nikt cię w to nie ogra.-rzuciłam. Sięgnęłam z szafki czarną torebkę po czym podniosłam się ze swojego miejsca. Pochyliłam się nad łóżkiem i ucałowałam Shay w czoło.-Zaczekaj aż cię odłączą a ja znikam na kilka minut- Rzekłam i ruszyłam do drzwi.
-Pa.- Rzuciła za mną po czym opadła na poduszkę. Idąc korytarzem mój wzrok zatrzymał się na stosiku nowiutkich książek. Gdyby zebrać wszystko co już przeczytałam mogłabym otworzyć w Los.Angeles sporą bibliotekę. W takich warunkach i w takim stanie, gdzie niemal co chwila jest się podłączonym do jakiegoś kabla, książki są wygodną rozrywką, a w dodatku sprawiają ogromną przyjemność. Nie miałam ulubionego gatunku. Lubiłam wszystko, od głupiutkich romansów, przez fantastykę po kryminały. Z tych zwyczajnych o życiu poznawałam świat, fantastyka pozwalała przenieść się gdzieś indziej, gdzie choroby nie są problemem i istnieje wieczna miłość. W kryminały lubiłam się zagłębiać ze względu na nutę tajemniczości. Uwielbiałam sama przed końcem lektury dochodzić do rozwiązania, samej zabawić się w "detektywa". W szarej rzeczywistości żadna z tych sytuacji nie będzie możliwa. Niestety. Posiadałam marzenia, jak każdy człowiek, lecz zdawałam sobie sprawę, że zawsze pozostaną tylko marzeniami. Ale to chyba nie dotyczyło Shailene.. nie miała szans na to by dokończyć naukę, choć starałaby się rozwijać w tym kierunku jednak studenckiego życia nigdy nie posmakuje. Tak samo jak nigdy nie nauczy się jeździć konno, bo to zbyt duży wysiłek dla organizmu. A przecież nie czuje się jak umierająca! No może czasem, ale to tak samo jak z katarem....Wydmuchasz nos i przez chwilę masz spokój. Wróciłam do przyjaciółki po 20 minutach..Pielęgniarka odłączyła ją od kroplówki i była"wolna". Naciągnęła na ramiona bluzę i wyszłyśmy z sali. Z nikim jej nie dzieliła, bo rodzice stwierdzili, że tak będzie wygodniej. Może i tak, ale czasem się nudziła. A raczej za zwyczaj. Szpitalny personel jak zawsze krzątał się po szpitalu śpiesząc to tu to tam. Mijałyśmy różne sale, na których leżały osoby z różnymi chorobami i mimo, iż moja przyjaciółka zdawała sobie sprawę na co sama choruje, wiedziała też, że nie ma najgorzej. Może chodzić, śmiać się, ma energię - czasem mniej, ale zawsze, a niektórzy są przykuci do łóżka, w śpiączce... Można powiedzieć, że na prawdę ma szczęście, no i cały czas mam nadzieję, że z tego wyjdzie, chociaż wiem, że nie koniecznie tak musi się stać. Mimo wszystko Shay nie uważa swoich przypadłości za tragedię. Inni owszem, bo to straszne, gdy choroba dotyka dziecka, ale po takim czasie niemal wszyscy przywykli, że coś z nią jest nie tak. Doszłyśmy niemal do wyjścia, zatrzymałyśmy się przy recepcji, gdzie siedziała Jenna, trzydziestoczteroletnia pielęgniarka, która pracuje niemal dzień i noc by zapewnić swojemu pięcioletniemu synkowi jak najlepsze warunki życia.
-Cześć Jenna.- Przywitałyśmy się i oparłyśmy o brązowy kontuar.
-O hej laseczki- Odpowiedziała nie odrywając wzroku od komputera, w którym coś wpisywała.- Jak tam samopoczucie?- Spytała zerkając na Shay kątem oka.
-Jak zawsze, jest świetnie.- Odparła z uśmiechem po czym zerknęła w stronę drzwi, które się otworzyły. Przestała słuchać kobiety, która z pewnością coś do niej mówiła. Do środka wchodziła grupa czterech młodych mężczyzn ubranych w granatowe kombinezony, podobne do tych jakie ma tutejszy woźny - Ledbetter, postrach małych dzieciaków. Ci jednak nie wyglądali jakby poszukiwali pracy. Prowadzeni byli przez czterech ludzi w cywilu, chociaż pod krótką jednego z nich błysnęła odznaka. Do tego towarzyszył im szef tutejszej ochrony. Przystanęli na chwilę, a jeden z policjantów zniknął za rogiem.
-Co to za ludzie?- Zapytałam nie odrywając od nich mojego spojrzenia.
-Och, oni? To więźniowie, którzy będą odpracowywać wyrok. Nie wiem co zrobili, ale lepiej trzymać się od nich z daleka.-Pokiwałam jedynie głową, a mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem jednego z nich. Był wysoki, dobrze zbudowany i wytatuowany. Jego usta wygięły się w nieznacznym uśmiechu, jednak nie był on taki jakim za zwyczaj ktoś ją obdarza. Nie było w nim krzty współczucia, a raczej rozbawienie, jakby bawiły go okoliczności dla których się tutaj znalazł, jakby kpił sobie z tego wszystkiego. To samo widziałam w jego oczach, śmiejącego się diabła, ale widziałam też coś jeszcze... Smutek? Tęsknotę? Sama nie wiem. Czułam się jednak jakby przeszywał mnie tym intensywnym spojrzeniem. Przebiegł mnie dreszcz. Drugi szturchnął go łokciem, więc odwrócił ode mnie wzrok. Speszyłam się, czułam gorąco na policzkach. Odwróciłam się na pięcie i weszłam w pierwszy lepszy korytarz by tylko zniknąć tamtemu z oczu. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałam czy ze strachu, czy dlatego, że poczułam się.słaba... Przez to zapomniałam o Shailene!. Ta jednak nawija pewnie jak najęta z Jenną. Na końcu oddziału rehabilitacji zauważyłam chłopaka w ciemno granatowych trampkach krótkich ale modnych szortach i czarnej koszulce.. miał blond włosy.. albo wpadałam w obłęd albo tam siedzi nie kto inny niż sam Ross. Wróciłam szybko po moją przyjaciółkę i zabrałam ją tam.
-Dokąd mnie ciągniesz?-szarpała się-Laura!
-Chodź tu szybko z kimś cię zapoznam-rzuciłam patrząc na przyjaciółkę.-Tak bardzo chciałaś poznać Ross'a więc masz okazję.-uśmiecham się i pchnę dziewczynę w przód. Podchodzę do chłopaka.
-Przepraszam pana czy to miejsce jest wolne?-pytam.
-Jasne niech pani.. Lau!-krzyczy tuląc mnie-Co tu robisz? Ślicznie wyglądasz.
-Ty też-uśmiecham się puszczając go-O to samo mogłam spytać ciebie.
-A kim jest twoja piękna... dziewczyna?-spytał Ross widząc że trzymam zimną jak zawsze dłoń Shay.
-To moja przyjaciółka głupku!-szturcham go w ramię-Shailene Woodley, Shay to Ross-chłopak przytula dziewczynę.
-Miło cię poznać.-powiedział.-Co masz w nosie?-zauważył.
-Um..-zaczęłam.-Wiesz..
-Nie spoko powinien wiedzieć-uśmiechnęła się-Mam raka, pierwotnie rak tarczycy 4 stopień ale teraz mam sporą kolonię na moich płucach.
-Boli cię?-spytał z wyraźnym współczuciem.
-Nie-odparła i już zaczęła odczuwać brak powietrza. Usiadłyśmy z nią obok blondyna a ten wyraźnie posmutniał.
-Co się stało?-spytałam.
-Widzisz..-zaczął-Shay może ci się to wydawać chore ale wiem co przechodzisz.. i to co czuję Laura też.
-Jak to?-spytała moja przyjaciółka. W tej chwili drzwi otworzyły się i wyszedł z nich chłopak. Ciemnowłosy kuśtykał na jedną nogę i muszę przyznać że jest nawet wyższy od Rossa. Miał na sobie czerwony t-shirt na nogach tak jak Ross trampki i czarne jeansy. Był bardzo przystojny.
-I jak wszystko dobrze?-spytał zdenerwowany Ross.
-Tak brak zmian nowotworowych.. a proteza boli ale nic na to nie poradzę-chłopak poklepał przyjaciela po plecach.
-Długo cię nie było..-powiedział Ross 'zarzucając' grzywką.
-Wiem ale..cóż za laseczki?-spytał patrząc na nas.
-Cóż ta piękność-Ross objął mnie-To dziewczyna której nie widziałem przez 14 lat..
-To jest ta twoja Laura..-uśmiechnął się i wyciągnął ramiona by mnie przytulić. Musiałam stanąć na placach by go objąć. Miał ze 2 metry!-Ansel Elgort.
-Laura Marano-uśmiecham się.
-A druga ślicznotka?-uśmiecha się patrząc na Shailene.
-To przyjaciółka Laury Shailene Woodley -Ross przedstawił chłopakowi brunetkę.
-Po prostu Shay..-przytula chłopaka i siada z powrotem-Nie znoszę mojego imienia.
-Twoje imię jest piękne.. tak jak ty-chłopak puszcza dziewczynie oczko a ta uśmiecha się szeroko.
Jak ją znam nigdy tak nie promieniała! A w szpitalu?! Coś musiało byś na rzeczy a ja domyślałam się co...czyżby ktoś tu się zadurzył? Na policzkach dziewczyny pojawił się wielki rumieniec. Ani Ansel ani Shailene nie mogli oderwać od siebie wzroku!. Spojrzałam tylko jednoznacznie na Rossa. Chłopak wzruszył ramionami.
-Więc my chyba musimy iść kolego-Blondyn odezwał się do Ansela.
-Jak iść teraz?!-spytał zawiedziony.
-Chloe i Jamie na nas czekają-chłopak westchnął...przewrócił jedynie oczami.
-Właściwie to chyba nie mamy nic do roboty co?-pytam przyjaciółkę biorąc ją za rękę.
-Um..
-Co ?!-krzyknął brunet-Właśnie zrujnowałaś mój świat!-krzyknął chłopak patrząc na mnie.
-Jak to?-pytam.
-Myślicie że to co robicie jest fajne albo coś?-spytał patrząc na nasze dłonie, spojrzałam na przyjaciółkę i tylko uniosłyśmy zabawnie brwi-Cholera a wszystko szło już dobrze! Zawsze musi coś być prawda? A ty? Taka piękność nie może być.. innej orientacji.
-Ansel nie jesteśmy lesbijkami-śmieje się razem z nią aż przechodzący obok starszy pan spojrzał na nas.
-Więc dlaczego wy?.. nie kumam dziewczyn stary-spojrzał na Ross drapiąc się po głowie.
-Wiesz.. jesteśmy bardzo blisko ale nie w ten sposób-odpowiedziała Shay.
-Można powiedzieć że bardzo się kochamy ale nie w ten sposób człowieku!-krzyknęłam.
-Laura mamy wolne miejsca, więc przy okazji poznacie moją przyjaciółkę Chloe i naszego kumpla Jamie'ego.
-Wiesz ..-przyjaciółka jak zwykle chciała się wymigać od poznania kogoś nowego, wbiłam jej paznokcie w dłoń-Z przyjemnością!-wrzasnęła kopiąc mnie w łydkę. Poszłyśmy z chłopakami do samochodu. Ansel cały czas zagadywał Shailene i muszę przyznać że spodobał mi się. Nie w sensie że mógłby być moim chłopakiem! Oczywiście że nie!. Chodzi mi o to jak potraktował moją przyjaciółkę, był pierwszym chłopakiem od kilku już lat który powiedział jej coś miłego. Powiedział że jest piękna. Uśmiechał się patrzył na nią w ten sposób.. nie wiem czy się zadurzył.. ale z pewnością będzie kimś ważnym w jej życiu. A ja już się postaram żeby nim był. Pierwszy raz nikt nie rzucił do niej 'wyjmij te kable z nocha!' albo coś innego. Ross też podszedł do tego w miarę delikatny sposób. Ale Ansel o nic nie spytał. Po prostu na nią patrzył. Kiedy wreszcie dostaliśmy się na dół moja przyjaciółka niemal padała ze zmęczenia. Ansel podtrzymał ją a ta tylko się uśmiechnęła. Obok czarnego samochodu który jak zakładam pochodzi z przed kilku lat (nie chodzi mi o to że był stary, był z tamtych czasów gdzie liczył się lans i nic innego), stał chłopak. Wysoki brunet i niziutka dziewczyna o włosach koloru ciemny blond. Całowali się więc wywnioskowałam że są parą.
-No już się tak nie liżcie-Ross strzelił przyjacielowi 'lepa' w udo.
-Pogięło cię idioto?-zaśmiał się. Zauważył po chwili mnie i Shay,-Cześć.
-Hej-odpowiedziałyśmy.
-Zaraz.. ty musisz być..
-Laura Marano-uśmiecham się a dziewczyna tuli mnie a potem moją przyjaciółkę.
-Ross sporo o tobie nawijał a wczoraj to już w ogóle.-dziewczyna spojrzała na nasze splecione dłonie.
-Czy..
-Nie nic z tych rzeczy.-Shay uśmiecha się szeroko.
-Widzisz?!-dziewczyna szturcha swojego chłopaka-Jednak nie tylko ja, Raini i Rydel jesteśmy tak zżyte dziewczyny się kochają człowieku.
-Oj..-puścił jej oczko.-Jestem Jamie-chłopak również nas przytulił. Dziwiło nas ich zachowanie.. zwykle najpierw człowiek podaję sobie dłoń.
-A ja Chloe miło was poznać-uśmiecha się.
-Was też.
-Hej dziewczyny może macie ochotę na wspólne wyjście?-spytał Ross-pojechalibyśmy do 'Ice cream's at Louis'e' mają tam najlepsze lody w mieście.
-Chcesz?-spytałam Shailene.
-Jasne możemy pojechać-dziewczyna uśmiechnęła się.
-Tylko wiecie bo chyba będzie z tym problem... widzę że twoja przyjaciółka ma problemy z oddychaniem.. no i jest nas więcej niż 5 osób.
-Um.. mogę ją wziąć na kolana-Ansel unosi jedną brew obejmując moją przyjaciółkę. Widziałam że poczuła się lekko nieswojo. Niedługo potem dotarliśmy na miejsce. Każdy na szybkiego coś zamówił i czekając na nasze lody rozmawialiśmy.
-Więc Shay chciałabyś nam opowiedzieć swoją historię?-spytała Chloe.
-Nie wspominałem o tym wcześniej ale nam wydaję się dziwne to że masz w nosie to coś.
-To dla mnie dosyć trudny temat.. ale mogę opowiedzieć pod jednym warunkiem-zdziwiła mnie tutaj zwykle zaczęłaby nawijać o swojej chorobie a tu stawia warunek?-Ansel powie dlaczego nie ma nogi.
-Okay niech ci będzie szantażystko.-chłopak całuje ją w policzek.
-Więc.. miałam 14 lat kiedy wykryli że coś jest ze mną nie tak-zaczęła opowiadać historię którą znałam na pamięć-Był to jak się potem okazało najgorszy z możliwych scenariuszy.. rak tarczycy 4 stopień. Więc zaczęło się chemia-powiedziała pokazując na swoje krótkie włosy-Naświetlania więcej naświetlania... potem dostałam jakiegoś dziwnego ataku a moje płuca zaczęła zalewać krew.
-O boże-westchnęła Chloe.
-Skończyło się tak że bez tych wąsów nie jestem w stanie oddychać.-dokończyła-Mam raka i pogodziłam się z tym.. w nocy jest jeszcze gorzej bo śpię z maską tlenową.
-To niewygodne!-wtrąciłam się.
-Nigdy nie próbowałaś się wyleczyć?-spytał Jamie.
-To jest nie uleczalne.. może gdybym zbadała się wcześniej coś dałoby się zrobić.. ale wątpie-skończyła posmutniając-Więc Ansel opowiadaj swoją historię.
-Widzę że mamy sporo wspólnego- Chłopak zaskoczył nas obie. Wiedział dokładnie co przeżywa Shay bo sam miał nowotwór. Tylko on określił go w ten sposób 'wiesz próbuję kawałek człowieka.. a jak mu się spodoba to go pożera' rak na szczęście dla niego nie rozprzestrzenił się bardzo w rezultacie stracił jedną nogę ale cieszy się że udało mu się pokonać chorobę. Spędziliśmy w 6 naprawdę miły dzień. Kiedy nasi.. znajomi bo na przyjaciół za wcześnie odwieźli nas pod dom Shailene, Ansel próbował zabrać moją przyjaciółkę na randkę. Ta jednak nie zgodziła się z nim iść. Może dlatego że narazie mu nie ufała? Napisałam do mamy krótką wiadomość.
Do pokoju weszła rodzicielka mojej przyjaciółki z tacą kanapek i 2 szklankami soku.
-Pani Woodley trzeba było wołać pomogłabym!
-Lau kochanie dużo razy pomagałaś-uśmiechnęła się stawiając jedzenie na stoliku nocnym mojej przyjaciółki-Zostaniesz na noc?
-Jeśli pani się zgodzi miałam właśnie pytać.
-Przecież wiesz  że jesteś u nas zawsze mile widziana-Kobieta posyła mi oczko. Po chwili usiadła obok mnie. Widziałam po wyrazie jej twarzy że chce powiedzieć mi coś bardzo ważnego. Nie miałam pojęcia co, ale jak ją znam a znam mamę Shay już długo to wiem że coś jest na rzeczy. Brunetka westchnęła a na jej twarzy pojawiło się kilka zmarszczek i wyraz zmęczenia.
-Mogę cię o coś spytać?-spojrzała na mnie.
-Może pani pytać o co chcę.
-Jak mam powiedzieć Shailene coś co może zrujnować albo w jakimś stopniu uratować jej życie?
-Zależy co to ma znaczyć.
-Dowiedziałam się że może mieć operację.. która pozwoli jej zacząc samodzielnie oddychać.
-Naprawdę to wspaniale!-krzyczę i tulę się do kobiety.
-Jednak jest dużo ryzyko ze to się nie powiedzie i ona udusi się podczas operacji..-momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy i nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Bardzo chciałam żeby jej stan się polepszył ale co mogłam zrobić? Nikt nie wynalazł jeszcze leku na raka. Spojrzałam na jej mamę i starałam się odpowiedzieć jakoś sensownie.
-Może zaczeka pani z tym do jutra?-spytałam.
-Z czym masz zaczekać do jutra?-właśnie w tej chwili do pokoju wparowała uśmiechnięta Shailene.
-Um,.. wiesz oo takich..
-Nie Laura to nie ma sensu lepiej niech zna prawdę-zaczęła-Usiądź sobie kochanie. Sam!!-krzyknęła po chwili zjawił się w jej pokoju również ojciec dziewczyny.
-Chcesz jej powiedzieć?-spytał.
-O czym do cholery jasnej!!!!!-krzyknęła i zaczęło brakować jej powietrza więc usiadła.
-Nie możemy zrobić wiele ale to twoja decyzja..-zaczęła Jenniffer.
-Jest szansa na to że zaczniesz sama oddychać-powiedział jej ojciec. Dziewczyna podekscytowana uśmiechnęła się ale widząc nasze miny uśmiech szybko znikł jej z twarzy.
-Podczas operacji możesz dostać ataku.. wiesz jakiego.-Tego co nieraz działo się z moją przyjaciółką ja nigdy nie nazwałam atakiem. Nie dlatego że nie chciałam, lub uważałam to słowo za niestosowne..nie chciałam po prostu przypominać jej o chorobie. Dostawała silnych drgawek, z jej ust wylewała się krew i nie mogła złapać powietrza. Za każdym razem trafiała na OIOM. Mimo to wiedziałam że dziewczyna nigdy nawet na chwilę nie zapomniała o chorobie.
-Więc proste nie zgadzam się na to.
-Nie chcesz zaryzykować?!-spytała jej mama.
-Wiem że to spore ryzyko ale..
-Jakie ALE Laura?!-krzyknęła na mnie-Nie pójdę na tę operację bo chcę jeszcze żyć przynajmniej rok rozumiecie?!-wiedziałam że się zdenerwuje-Boże co spotkałaś Ross'a i mnie możesz się pozbyć tak problem z głowy co!
-Shay!
-Zostawcie mnie w spokoju!
-Córciu!-krzyknęli jej rodzice kiedy ta wyszła trzaskając drzwiami. Fakt, nie miała stalowych nerwów. Jednak była dla mnie idealną przyjaciółką, tuliła mnie cały czas, pocieszała gdy byłam smutna i potrafiła rozśmieszyć. Mamy ze sobą naprawdę wiele wspólnego. Zabolało mnie jednak to co powiedziała. "Spotkałaś Ross'a i mnie możesz się pozbyć problem z głowy co?'. Postanowiłam jej poszukać. Była tam gdzie zawsze kiedy była smutna, siedziała w salonie płacząc. Spojrzałam na nią i usiadłam obok.
-Shailene.. przestań płakać.
-Mam powody to płaczę!-krzyknęła.
-Włóż rurki-proszę.
-Pieprze je !
-Nie rozumiem o co chodzi.-powiedziałam zmartwiona.
-O co chodzi?-spytała-Chcę być taka jak ty... chce byś ładna chcę być zdrowa rozumiesz?! Chcę mieć chłopaka chodzić na imprezy i cieszyć się życiem. Nie nosić wszędzie za tyłkiem tego pierdolonego ustrojstwa-moja przyjaciółka nigdy nie przeklinała więc cierpiała.. bardzo-Nie chcę żebyś mnie zostawiła dla jakiegoś chłopaka.. -Zapłakana dodała-Nie chcę tego życia Laura.
-Shay-łapie ją za rękę i wyciągam spod koszulki naszyjnik. Był to puzzel z napisem BFF. Dziewczyna odruchowo dotknęła swój. Miała drugą połówkę z napisem forever. Złączyłam je i pocałowałam ją czule w policzek-Pamiętasz jak ci go dałam?
-To było w moje urodziny-uśmiechnęła się-Zabawne że urodziłyśmy się nawet w tym samym miesiącu.
-Obiecałyśmy sobie że nie ważne co się stanie zawsze będziemy trzymać się razem.-zaczęłam-Nie myśl że Ross coś między nami zmieni.. nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca.
-Wiesz jak mówią 'stara miłość nie rdzewieje'.
-Nawet jeśli kiedykolwiek ja i on mielibyśmy być razem, co nie jest prawdą!-uśmiecham się szeroko-Nie zapomnę o tobie. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu wariatko chodź tu-przyciągam ją do siebie i wtulam. Jej ciepłe łzy zaczynają spływać mi po karku.
-Lau nie kogę oddychać-powiedziała wkładając wreszcie wąsy.-Tak bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też-dziewczyna całuje mnie i znów się przytula. Kiedy uspokoiłam ją już poszłyśmy na górę zjeść kanapki. Dziewczyna cały czas tuliła się do mnie. Na osłodę postanowiłyśmy coś obejrzeć i padło na 'A Haunted House' Shay omało co nie posikała się ze śmiechu. Ja z resztą nie byłam lepsza, dławiąc się kanapką na jednej scence. Wzięłam prysznic i położyłam się do dziewczyny. Zauważyłam że już prawie śpi, nie miała założonej maski.
-Załóż maskę bo zaśniesz-powiedziałam sięgając po nią. Dziewczyna jednak wtuliła mnie w siebie.
-Nie chcę bo wtedy nie będę mogła się do ciebie tulić.
-Jesteś pewna?-spytała.
-Panikujesz jak chłopak przed pierwszym razem!-zaśmiała się-Kładź się spać... i tak swoją drogą.. Ansel.. jest... całkiem fajny. Mruknęłam tylko przysypiając. Dziewczyna coś jeszcze mówiła ja jednak miałam totalny odlot. Nie mam pojęcia kiedy zasnęłam.
**********************************************
Hej mordki ;3
Dodałam rozdział xd
Tak jakbyście nie widzieli :D
Wiecie wydaję mi się że zaczynam pisać coraz gorzej, mało kto komentuję...i sama jakoś nie jestem przekonana do rozdziałów.
Ten dedykuję Wiernej i Słodkiej ♥
Kochani dodawajcie się do obserwatorów i motywujcie mnie komentarzami.
Mój lapek wciąż nie jest naprawiony, ale jeśli brat bd mi pożyczał swojego to kolejny rozdział za tydzień.
Z góry sorry za ten stary szablon ale WT nie wróciło jeszcze do życia i troszkę jeszcze musze poczekać na szablon. Jeśli Eveline wgl będzie chciała go wykonać xd
Dobranoc/Dzień dobry (zależy jak przeczytacie) ♥
Pozdrowionka dla wszystkich ~Hazelxx

wtorek, 11 listopada 2014

'Pain demands to be felt'

Po ostatnich rozmyślaniach doszłam do wniosku iż życie poddaje nas wielu testom. Niektóre z nich łatwo jest przejść, niektóre wywołują w nas wiele emocji i życiowych problemów. Najgorszym z najgorszych możliwych życiowych testów jest test na szczęście. Nie jest on w prawdzie szczególnie trudny, jednak nie każdy może zrozumieć na czym on polega. To już jest gorsza sprawa. Trzeba wiedzieć czym tak naprawdę jest miłość, radość, uśmiech przyjaźń. Tylko wtedy można zdawać taki ,,sprawdzian". Jest on potrzebny... do bycia codziennie w dobrym nastroju, a nawet bardzo dobrym. Nie zawsze potrafimy cieszyć się z tego co mamy. A przecież są w życiu małe drobnostki, których nawet nie zauważamy. Myślimy tylko o rzeczach materialnych ale są ważniejsze sprawy! Przypomniał mi się fragment piosenki ,,Cieszmy się z małych rzeczy bo, wzór na szczęście w nich zapisany jest". Piękne prawda?. I takie prawdziwe!. Często też nie obchodzi nas druga osoba. Marzymy o czymś, jednak szybko o tym zapominamy, patrząc na koszty. Pieniądze nie są ważne w życiu!!!. Gdyby nie wynaleziono ,,monety" czy ,,banknotu" wszystko byłoby w porządku. Ludzie zaczęliby zauważać i kochać otaczający nas świat. Człowiek dostrzegłby nawet pełzającą mrówkę. Może się zdarzyć że ktoś widzi to wszystko (a zdarzają się tacy) ale mimo to, nie zastanawiają się dlaczego to wszystko istnieje. No dlaczego?. ,,Świat stworzono po to by przygotować wszystkich do ostateczności-prawdziwego raju"-tak brzmi cytat z mojej ukochanej książki ,,Ciemność Rzeczywistości". Dziś musimy przeżyć najgorsze, jednak nikt (poza Bogiem) nie wie co się wydarzy następnego dnia...
***
Tamten dzień.. dzień w którym poznałam ją... zaczął się tak jak zwykle. Obudziłam się w pustym łóżku.. w pustym i ciemnym pokoju. Uczucie smutku i przygnębienia znów zalało mój umysł. Spojrzałam na zegarek. 8:30 AM. Pomyślałam, że skoro i tak już nie śpię, wstanę wcześniej. Dzisiaj kończę tę cholerne gimnazjum! Wreszcie będę mogła chodzić do szkoły muzycznej. Poprawiłam lekko włosy i opuściłam stopy na ciepłe panele. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej mój 'apelowy strój'. Po wręczeniu świadectw, trzecioklasiści (właściwie byli już) mają bal. Ja oczywiście na niego nie idę z dwóch powodów : a)nie mam partnera i nie mam zamiaru oglądać mojego byłego i tej suki razem. b)nie mam nawet przyjaciółki z którą mogłabym posiedzieć lub potańczyć. Nie lubiłam zawierać znajomości... kiedyś w przedszkolu miałam przyjaciela.. a potem się wyprowadziłam.. do tej pory za nim tęsknie.. pamiętam go jak przez mgłę.. ale wiem że wołałam do niego Ross. Bałam się że nie zostanę zaakceptowana więc wolałam się przez 3 lata nie odzywać. Jednak Jamie-mój były chłopak który mi mówił jak bardzo mnie kocha a potem lizał się z cheerladerką.-uwiódł mnie i popełniłam najgorszy błąd mojego życia będąc z nim. Dobrze że nie zdążyłam się w nim zakochać.. to co mi zrobił bolało by bardziej. Po tym jak już odziałam swoje nie zbyt atrakcyjne ciało w białą koszulkę i czarną skórzaną spódnicę, zeszłam na dół by zjeść śniadanie. To mój ostatni dzień w tej głupiej budzie! Cieszyłam się tego powodu i to bardzo.
-Już wstałaś?-spytała moja siostra, która właśnie weszła do kuchni.
-Masz z tym jakiś problem?!
-O co ci chodzi?!-krzyknęła-Nie mogę po prostu spytać?-spytała z wkurzoną miną, jednak gdy zobaczyła łzy w moich oczach, usiadła i objęła mnie ramieniem.
-Wiesz jak bardzo przeżywam każdy weekend.. a co dopiero wakacje.
-Samotność aż tak boli?
-Aż tak..-wzdycham-Każdy ma kogoś, ty masz swoją ekipę.. prezydent ma pierwszą damę... a ja?..ja nie mam nikogo-kończę biorąc łyk ciepłej kawy.
-Nigdy nie wiesz co ci się przytrafi.-pocałowała mnie w policzek starając się mnie pocieszyć.
-Moje życie jest tak cholernie nudne, że dziękuje za pocieszenie .. ale mnie już nic nie zaskoczy. Zakończenie roku szkolnego wyglądało jak zawsze..dyrektor wykładał ten sam nudny i wkurzający apel. Potem była msza.. no i oczywiście wręczenie świadectw, podziękowania za 3 lata pracy i pytania 'do jakiej szkoły idziesz dalej' (co było jedyną odmianą pod koniec czerwca). Potem, kiedy powinnam szykować sukienkę na bal i ćwiczyć wolnego.. poszłam do mojego ulubionego centrum handlowego. Zabrałam ze sobą oczywiście 'Ciemność Rzeczywistości'. Usiadłam znów w tym samym miejscu..czytając te samą książkę.. i pijąc tego samego shake'a czekoladowego. Jedna rzecz jednak nie dawała mi spokoju.. czułam na sobie czyjś wzrok. Kiedy zorientowałam się skąd pochodzi spojrzenie przeszywające mi czaszkę, spostrzegłam młodą dziewczynę., czytała moją książkę! Kiedy zorientowała się że na nią patrzę uśmiechnęła się i pomachała do mnie mówiąc 'Hej'
Nawet wtedy nie pomyślałam że ta śliczna dziewczyna, z krótkimi kruczoczarnymi włosami odmieni całe moje życie. Pomyślałam że to musi być znak. Siedziałam jednak chwilę w niepewności, nie wiedząc czy z nią zagadać. Spojrzałam na CR (od.aut tak będę nazywać w skrócie książkę Lau), zaznaczony jej fragment.. pchnął mnie do działania 'Życie bez przyjaźni jest niczym'. Zebrałam się w sobie i wstałam. Usiadłam obok dziewczyny i zmierzyłam ją wzrokiem z uśmiechem na twarzy.
-Dlaczego tak na mnie patrzyłaś?-spytałam.
-Czytałaś CR-zauważyła-Nigdy nie widziałam kogoś kto by lubił tę książkę.
-I vice versa.-uśmiecham się.
-Vice versa razy dwa!
-I do potęgi!-dziewczyna szturcha mnie w ramię i śmiejąc się po chwili nie może złapać powietrza. Po chwili sięga ręką w dół i wkłada do nosa rurki. Uspokaja się lekko.
-Wszystko okay?-pytam.
-Tak..-odpowiada-Wybacz... rak..
-Co?.-pytam dostrzegając również butle z tlenem włożoną w niebieski plecak na kółkach.
-Hej..nie mam nikogo bliskiego, żadnej przyjaciółki więc.. może poszłabyś ze mną na spacer?-spytała-Wszystko ci opowiem.
-D-dobrze-zawahałam się. Dziewczyna wyjęła z torby komórkę.
-Napiszę do mamy.
-Okay.-kiedy już to zrobiła zorientowałyśmy się że nawet nie znamy swoich imion.-Jestem Laura. Laura Marie Marano mam 16 lat.
-Shailene-uśmiecha się-Shailene Diann Woodley w twoim wieku.-szatynka wstaje i prosi bym ją podtrzymała, wykonuję jej polecenie i jak prosiła.. poszłyśmy na spacer.Więc.. tak mniej więcej wyglądała nasza historia. Poznałyśmy się przypadkiem i zaiskrzyło między nami. Nie w kwestii seksualnej oczywiście! W kwestii przyjaźni. Pamiętam .. kiedy siedząc z nią w parku, trzymała moją dłoń-dłoń obcej dotąd osoby i opowiedziała mi swoją historię. Kiedy miała 14 lat zdiagnozowano u niej nowotwór i był to najgorszy z możliwych scenariuszy bo rak tarczycy 4 stopnia. Przyjaciele ją zostawili... chłopak porzucił.. rozumiałam ją i wiedziałam co czuję mimo, iż ja jestem zupełnie zdrowa.  I jak powiedziała 'no i zaczęło się, chemia, naświetlania i tak dalej' , kilka miesięcy po odkryciu choroby, lekarze postawili jej tzw. 'wyrok' okazało się że nie dożyję 15 roku życia, rak przeniósł się na płuca, straciła siły i wypadły jej włosy.. później jednak stało się coś niesamowitego! Jej stan się polepszył przez leki które przyjmowała i cebulki jej włosów odbudowały się więc w rezultacie jej włosy odrastają jednak są bardzo słabe. Dwa lata później spotkałyśmy się. Przyjaźnimy się dopiero od 3 lat, ale kocham ją jak nikogo innego na świecie. Nie potrafiłabym pokochać kogoś bardziej niż ją..przynajmniej dopóki nie spotkałam jego...
***
Dzisiaj nie mogłam zobaczyć się ze swoją przyjaciółką. Dlatego że miała te swoje rezonansy i inne przygnębiające i rakowe sprawy. Postanowiłam jakoś to wykorzystać i pomóc rodzicom sprzątać w garażu, znaleźliśmy kilka fotek z mojego dzieciństwa i mama jak zwykle zaczęła się rozklejać. Tata jednak chciał udawać twardego i odbiegł od tematu, rzucając mi na ręce stare kartony, które kazał wynieść. Idąc zawalona po czubek głowy tymi pudłami nie widziałam nic oprócz swoich stóp. Ktoś uderzył mnie przypadkiem w ramię i upuściłam wszystko na ziemię.
-Matko przepraszam cię nic ci nie jest?!-krzyknął męski głos. Kiedy spojrzałam w górę zobaczyłam wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka.-Totalnie na mnie wpadłaś!-uśmiechnął się-Ale jechałem na desce-rzeczywiście trzymał po pachą deskorolkę. Muszę przyznać że był naprawdę przystojny, blond włosy i głębokie wręcz czekoladowe oczy. Na białej koszulce wisiał naszyjnik z .. nie wiem logo? Na nadgarstku miał splecione bransoletki, czarne jeansy i trampki. Chłopak podał mi dłoń i podniósł mnie.-Nic ci nie jest może zadzwonić po pogotowie?
-Daj spokój-zaczęłam się śmiać i kiedy chłopak zrobił to samo ujrzałam jego śliczne śnieżnobiałe zęby.
-Jesteś dzisiaj trzecią osobą którą potrąciłem-poprawił swoją grzywkę i zmarszczył czoło.. wydał mi się dziwnie znajomy.
-Uważaj na drugi raz-chłopak pomógł mi pozbierać pudła i wrzucić je do śmieci. Chciałam odejść jednak przypadkiem zagrodził mi drogę. Postawiłam więc krok w drugą stronę jednak znów na siebie wpadliśmy. 
-Co tak skaczesz?-spytał i nagle dostałam olśnienia. Ten pięcioletni chłopczyk z którym się przyjaźniłam mówił do mnie tak samo.. nie pamiętałam jak wyglądał ale wiedziałam jedno.. miał na imię Ross.. blondyn mógł wziąć mnie za idiotkę ale postanowiłam spróbować. Uśmiechnęłam się szeroko-Ross?!
-Um.. tak a ty to kto? Kolejna nawiedzona fanka?
-Hmm?-spytałam.
-Nic tylko wiesz.. z resztą-przerwał-Opowiem ci wszystko na spacerze masz ochotę?-spytał.
-Ja cię znam człowieku!-zaczęłam piszczeć z radości.-Nie poznajesz mnie?-spytałam z nadzieją. Chłopak zmierzył mnie wzrokiem.
-Ja..n-chłopak przerwał-Mój boże-poczułam że do oczu napływają mi łzy. Blondyn złapał mnie za ucho.
-Przestań łaskoczesz-zaczęłam się śmiać.
-To nie możliwe!-krzyknął.-Laura?!!!-przytuliliśmy się do siebie w podekscytowaniu nawzajem się przekrzykując. Chłopak podniósł mnie do góry i obkręcił-Urosłaś!
-Ty też-powiedziałam odrywając się od niego.-Kiedyś byłeś taki mały i miałeś dziury w zębach!
-A no dziękuje ci bardzo-zaśmiał się-A ty?! Taka malutka byłaś, miałaś warkoczyki i aparat na zębach!
-Co ty tu robisz?!-krzyknęłam.
-Mieszkam od roku-uśmiechnął się-Skoro o tym nie wiesz sądzę że nie masz pojęcia o tym że jestem sławny.
-Jesteś sławny?
-Spójrz na samochód za tobą-w środku auta siedział mężczyzna który zaczął udawać że nas nie obserwuje.-Cały czas robił nam zdjęcia i myśli debil że się nie połapie?
-Jesteś aktorem?
-Też.. ale bardziej znany jestem jako frontman mojego zespołu R5.
-Długo by opowiadać co?-spytałam.
-Tak.-odpowiedział-Chodź ze mną na ten spacer to nadrobimy te stracone 14 lat.-Byłam wtedy w takim szoku że zapomniałam wrócić do domu i powiedzieć mamie co się stało! Ciekawe czy go pamiętają!. Nasz spacer zmienił się w kilkugodzinne siedzenie na plaży. Dowiedziałam się o nim bardzo dużo rzeczy.. zmienił się i to bardzo. Już jako pięciolatek grał na gitarze a teraz? Wyprzystojniał ma swój własny zespół i to składający się jego rodzeństwa i jego przyjaciela .. Ratll.E.. Ellingtona? Nie wiem nie mam dobrej pamięci-uśmiecham się w myślach. Zespół R5 nie jest bardzo znany na świecie. Grają rock'a więc może dlatego też o nim nie słyszałam. Dzień zleciał mi jak mrugnięcie okiem.... to dziwne ale nie miałam ochoty się z nim rozstawać. Podobał mi się jego uroczy uśmiech  i to jak mnie rozśmieszał. Wspominaliśmy dobre czasy siedząc na molo. Martwiło mnie tylko to że jeszcze do tej pory nie odezwała się Shailene. 
-A pamiętasz jak wszystkich ustawiałaś?-spytał.
-Oh tak byłam wkurzająca.
-'A w klasie się nie je lizaków!'-Ross szturcha mnie w ramię. Objął mnie i przyciągnął do siebie.
-Nie mogę uwierzyć że spotkaliśmy się po 14 latach!
-Ja też nie-uśmiechnęłam się puszczając go-Ale przypadek.
-Przypadek?-spytał-To przeznaczenie-znów uśmiechnęliśmy się do siebie. Komórka chłopaka zaczęła dzwonić kiedy odebrał słyszałam tylko głos wściekniętej na niego dziewczyny. Tłumaczył że spotkał starą przyjaciółkę 'tą o której tak ci opowiadałem!' i powiedział że musimy po woli się zbierać.
-Kto to był?-spytałam z ciekawości kiedy chłopak odprowadzał mnie do domu.
-Moja dziewczyna.. w sumie to była..
-Co się stało?
-Zdradziła mnie.. z moim byłym najlepszym kumplem.
-Znam ten ból..-zaczęłam-Mój chłopak też mnie zdradził.. nie wiem czy umiałabym komukolwiek jeszcze zaufać.
-Czasami warto dać komuś szansę.. ja jej wybaczyłem ale nie wróciliśmy do siebie-powiedział-Maia ma taki charakter że jak coś chce to musi to dostać.. jest cholernie zarozumiała aż mnie to wkurza, więc.. chyba już nigdy nie będziemy razem.
-Kochałeś ją?-spytałam.
-Sam nie wiem.. okaże się jak się w kimś zakocham.. bo to będzie całkiem inne uczucie.
-Romantyk i do tego chłopak z kapeli.. miałeś chyba fajne życie co?
-Dalej takie jest-na koniec oczywiście wymieniliśmy się numerami i chłopak na pożegnanie pocałował mnie w policzek. Weszłam do domu opierając się o drzwi, stanęłam z uśmiechem i zrzuciłam buty ze stóp.
-Co ci się stało?-spytała Vanessa.
-Nie uwierzysz kogo spotkałam.-opowiedziałam siostrze o moim starym przyjacielu 'Ross ten mały koczkodan z podbitym okiem?' Koczkodanem bym go nie nazwała. Kiedyś 2 chłopaków zaczęło szarpać mnie za włosy i chłopczyk obronił mnie tym samym oberwał po twarzy. Pamiętam jak mnie potem przytulił i powiedział że nigdy mnie zostawi. Mieliśmy tylko 5 lat ale można powiedzieć że władaliśmy już rozumem 10 latka. Trzy dni później wyprowadziłam się i nie widziałam go aż do teraz. Około 9.PM rzuciłam się na łóżko myśląc tylko o mojej przyjaciółce bo nie widziałam jej cały dzień! Stęskniłam się za nią. Zadzwoniłam do przyjaciółki i usłyszałam jej zmęczony głos.
-Cześć kochanie.
-Obudziłam cię?-spytałam.
-Na szczęście nie .. nie mogę zasnąć.
-Jak się czujesz? Wszystko okay?
-Tak dziękuje że pytasz co dzisiaj robiłaś?
-Porządki w garażu i... natknęłam się na Rossa.
-Na tego twojego przyjaciela z dzieciństwa?!-krzyknęła podekscytowana.
-Właśnie na niego-zaczęłam się śmiać.-Boże dziewczyno ale on jest przystojny!
-Czy ty się przypadkiem nie zakochałaś?-spytała.
-Przestań-rzuciłam-Skoro nie śpisz to.. może wezmę coś do przebrania i zostanę u ciebie na noc co?
-Jasne już nie mogę się doczekać kiedy cię przytulę.
-Będę za 30 minut.-usłyszałam tylko okay-które moja Shail powtarzała dość często
Zastałam moją przyjaciółkę przebraną w piżamę. Leżała na łóżku czytając 'Ciemność Rzeczywistości'-książkę która nas połączyła. Usiadłam obok niej i mocno ją przytuliłam.
-Mój chłopak-powiedziałam.
-Moja dziewczyna-ścisnęła mnie mocniej śmiejąc się.-Rozbieraj się-powiedziała-Obejrzymy coś i pójdziemy w kimę ale najpierw..kupiłam budyń.
-Serio?!-krzyknęłam szczęśliwa.
-Tak-uśmiechnęła się-Zrobimy go a potem powiesz mi coś więcej o tym twoim Rossie.
-Dobrze.-uśmiechnęłam się. Kiedy nasze ulubione jedzenie było już gotowe, położyłyśmy się w łóżku. Klasnęłam dłońmi by zgasło światło. Na sufie w pokoju dziewczyny, zamontowane były małe gwiazdy i księżyc jak w pokoju dziecięcym.
-Pamiętasz jak je zamontowałyśmy bo bałaś się ciemności?-spytałam biorąc do ust łyżkę budyniu.
-Nie bałam się!-oburzyła się-Sorry ale po 'Obecności' ciężko było usnąć.
-Shail..-spojrzałam na nią.
-Dobra boje się ciemności.. i śmierci też-zaczęła-Jak sobie pomyślę, że najpierw będę płakać z bólu a potem zamkniecie mnie w trumnie..
-Przestań!-krzyknęłam płacząc-Nie umrzesz!-wiedziałam jednak że to jej nie pocieszyło.
-Każdy kiedyś umrze ty też.
-Po prostu chciałabym żebyś o tym nie mówiła okay?!-przytuliłam się do niej.
-Dobrze.
-Powiedz że nigdy mnie nie zostawisz-dziewczyna pocałowała mnie w czoło i szepnęła nigdy cię nie zostawię.
-Nigdy?
-Nigdy.-skończyła. Potem wróciła do tematu Rossa. Pogrzebałyśmy trochę w internecie. Ich piosenki są naprawdę świetne. Mnie jednak najbardziej ruszyła 'If i can't be with you' . Włączyłyśmy z dziewczyną 'Annabelle' to kontynuacja obecności.. film był przerażający w rezultacie moja przyjaciółka zasnęła przytulona do mojej piersi. Przed tym jak zasnęła zdążyła mnie jeszcze rozśmieszyć. 
-Chcesz być moją dziewczyną?-spytała.
-Co?-wybuchnęłam śmiechem.
-No..-dziewczyna ziewnęła-Myślisz że jeszcze w życiu spotkam miłość?
-Na pewno-powiedziałam-Jestem pewna że Bóg patrzy na ciebie i mówi 'A tą piękność zostawię dla kogoś wyjątkowego' .
-Dziękuje kochanie.
-Nie ma za co.-po tych słowach usłyszałam jak zaczyna chrapać. Wyjęłam z jej ślicznego noska rurki, doprowadzające tlen do jej płuc i podłączyłam ją pod takie urządzenie jak mają w szpitalach. Założyłam jej maskę na usta. Kiedy zasypiałam słyszałam jak maszyna oddycha za nią i patrząc na dziewczynę.. zrozumiałam że nigdy nie chcę jej stracić. Moje życie bez niej nie miałoby sensu.
****************************************
  

No hej wszystkim!
Wreszcie coś mnie natchnęło do napisania tego beznadziejnego i krótkiego rozdziału.
To mój nowy blog więc proszę was zostawcie komentarz jeśli czytacie ;)
Mam nadzieję że skomentują mi moja Wierna i Słodka xD
No nic to ja już chyba nie mam nic więcej do powiedzenia ;)
Pozderkixcx.