piątek, 28 listopada 2014

'Where's hope..there's life'

*Laura*
-Szpital.-Wypowiedziała ciemnowłosa podciągając się na łóżku. Usiadła po turecku, nogi okrywając cienką kołdrą w białej poszewce. Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na mnie siedzącą na plastikowym krześle. Równie białym co poszewka od kołdry. Jakby biel miała odstraszać bakterie i wszystko co złe. Jakby biel miała zapewnić sterylność, bezpieczeństwo bo jest bielą. Bo gdyby tak o tym pomyśleć. Nigdy nie widziałam szpitala z czarnymi, czy czerwonymi ścianami. Złudna potrzeba otaczania się złudnym dobrem. Bo biały kojarzy się z niebem i czystością. Biel jednak jest obrzydliwie nudna! O wiele ciekawiej byłoby patrzeć na niebieskie ściany, które przypominają chociażby niebo, a to daje wrażenie przestrzeni, wolności... Ciche westchnienie wyrwało mnie z myśli. Skupiłam się na Shailene. Na jej twarzy było można dostrzec zmęczenie tym wszystkim. Zaproponowała w końcu grę w skojarzenia. Oczywiście znów to samo...
-Czemu grając w skojarzenia zawsze wybierasz temat szpitalu i wszystkiego co z nim związanym?- Spytałam zaczesując ciemne włosy na lewe ramię.
-Nie wiem.- Shay jednynie wzruszyła ramionami i zerknęła na kroplówkę do której została podpięta kilka minut temu. Płyn powoli skapywał z woreczka do plastikowej rurki, dalej równie wolno spływał do jej dłoni. Chyba czuła lekki chłód w miejscu, w którym płyn wtaczał się do żyły.- Chyba o tym wiem najwięcej.- Dodała znów patrząc na mnie.
-Leki.- Odparłam w końcu opierając łokcie na ramie od łóżka.
-Phalanxifor.- Odparła szybko, bez zastanowienia. Znała szpital naprawdę dobrze. Po tylu latach mogła spokojnie powiedzieć, że tutaj jest jej dom, a we własnym jest tylko rzadkim gościem. Nie czuła się, aż tak źle, a raczej jeszcze nie wybierała się na drugą stronę, aby nie dać rady poza szpitalem. Ale rodzice zgodnie stwierdzili, że tak będzie bezpieczniej. Pomoc jest zawsze na miejscu i ktoś ma na nią oko w każdej chwili. Cóż, to na prawdę wygodne dla ludzi, którzy mają pełne ręce roboty i chorą córkę w pakiecie.
-Starczy na dziś.- Spojrzała na srebrny zegarek, niby przelotnie, ale ja rozumiałam rozumiałam ten gest. Wykonywała go zawsze na chwilę przed wyjściem. Poza tym nie wymagała od rodziców by przesiadywali z nią w tym dołującym miejscu non stop. Ode mnie też nie. Zdawała sobie sprawę, że oni znoszą to znacznie gorzej od niej. Przyjaciółka zdążyła przywyknąć do każdej czynności jaką się tutaj wykonuje i do każdej ściany. Znała pory przychodzenia pielęgniarek jak i lekarzy. Wiedziała kto na jakie badania jedzie, co komu dolega. Była na prawdę dobrą informacją.
-I tak obie doskonale wiemy, że nikt cię w to nie ogra.-rzuciłam. Sięgnęłam z szafki czarną torebkę po czym podniosłam się ze swojego miejsca. Pochyliłam się nad łóżkiem i ucałowałam Shay w czoło.-Zaczekaj aż cię odłączą a ja znikam na kilka minut- Rzekłam i ruszyłam do drzwi.
-Pa.- Rzuciła za mną po czym opadła na poduszkę. Idąc korytarzem mój wzrok zatrzymał się na stosiku nowiutkich książek. Gdyby zebrać wszystko co już przeczytałam mogłabym otworzyć w Los.Angeles sporą bibliotekę. W takich warunkach i w takim stanie, gdzie niemal co chwila jest się podłączonym do jakiegoś kabla, książki są wygodną rozrywką, a w dodatku sprawiają ogromną przyjemność. Nie miałam ulubionego gatunku. Lubiłam wszystko, od głupiutkich romansów, przez fantastykę po kryminały. Z tych zwyczajnych o życiu poznawałam świat, fantastyka pozwalała przenieść się gdzieś indziej, gdzie choroby nie są problemem i istnieje wieczna miłość. W kryminały lubiłam się zagłębiać ze względu na nutę tajemniczości. Uwielbiałam sama przed końcem lektury dochodzić do rozwiązania, samej zabawić się w "detektywa". W szarej rzeczywistości żadna z tych sytuacji nie będzie możliwa. Niestety. Posiadałam marzenia, jak każdy człowiek, lecz zdawałam sobie sprawę, że zawsze pozostaną tylko marzeniami. Ale to chyba nie dotyczyło Shailene.. nie miała szans na to by dokończyć naukę, choć starałaby się rozwijać w tym kierunku jednak studenckiego życia nigdy nie posmakuje. Tak samo jak nigdy nie nauczy się jeździć konno, bo to zbyt duży wysiłek dla organizmu. A przecież nie czuje się jak umierająca! No może czasem, ale to tak samo jak z katarem....Wydmuchasz nos i przez chwilę masz spokój. Wróciłam do przyjaciółki po 20 minutach..Pielęgniarka odłączyła ją od kroplówki i była"wolna". Naciągnęła na ramiona bluzę i wyszłyśmy z sali. Z nikim jej nie dzieliła, bo rodzice stwierdzili, że tak będzie wygodniej. Może i tak, ale czasem się nudziła. A raczej za zwyczaj. Szpitalny personel jak zawsze krzątał się po szpitalu śpiesząc to tu to tam. Mijałyśmy różne sale, na których leżały osoby z różnymi chorobami i mimo, iż moja przyjaciółka zdawała sobie sprawę na co sama choruje, wiedziała też, że nie ma najgorzej. Może chodzić, śmiać się, ma energię - czasem mniej, ale zawsze, a niektórzy są przykuci do łóżka, w śpiączce... Można powiedzieć, że na prawdę ma szczęście, no i cały czas mam nadzieję, że z tego wyjdzie, chociaż wiem, że nie koniecznie tak musi się stać. Mimo wszystko Shay nie uważa swoich przypadłości za tragedię. Inni owszem, bo to straszne, gdy choroba dotyka dziecka, ale po takim czasie niemal wszyscy przywykli, że coś z nią jest nie tak. Doszłyśmy niemal do wyjścia, zatrzymałyśmy się przy recepcji, gdzie siedziała Jenna, trzydziestoczteroletnia pielęgniarka, która pracuje niemal dzień i noc by zapewnić swojemu pięcioletniemu synkowi jak najlepsze warunki życia.
-Cześć Jenna.- Przywitałyśmy się i oparłyśmy o brązowy kontuar.
-O hej laseczki- Odpowiedziała nie odrywając wzroku od komputera, w którym coś wpisywała.- Jak tam samopoczucie?- Spytała zerkając na Shay kątem oka.
-Jak zawsze, jest świetnie.- Odparła z uśmiechem po czym zerknęła w stronę drzwi, które się otworzyły. Przestała słuchać kobiety, która z pewnością coś do niej mówiła. Do środka wchodziła grupa czterech młodych mężczyzn ubranych w granatowe kombinezony, podobne do tych jakie ma tutejszy woźny - Ledbetter, postrach małych dzieciaków. Ci jednak nie wyglądali jakby poszukiwali pracy. Prowadzeni byli przez czterech ludzi w cywilu, chociaż pod krótką jednego z nich błysnęła odznaka. Do tego towarzyszył im szef tutejszej ochrony. Przystanęli na chwilę, a jeden z policjantów zniknął za rogiem.
-Co to za ludzie?- Zapytałam nie odrywając od nich mojego spojrzenia.
-Och, oni? To więźniowie, którzy będą odpracowywać wyrok. Nie wiem co zrobili, ale lepiej trzymać się od nich z daleka.-Pokiwałam jedynie głową, a mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem jednego z nich. Był wysoki, dobrze zbudowany i wytatuowany. Jego usta wygięły się w nieznacznym uśmiechu, jednak nie był on taki jakim za zwyczaj ktoś ją obdarza. Nie było w nim krzty współczucia, a raczej rozbawienie, jakby bawiły go okoliczności dla których się tutaj znalazł, jakby kpił sobie z tego wszystkiego. To samo widziałam w jego oczach, śmiejącego się diabła, ale widziałam też coś jeszcze... Smutek? Tęsknotę? Sama nie wiem. Czułam się jednak jakby przeszywał mnie tym intensywnym spojrzeniem. Przebiegł mnie dreszcz. Drugi szturchnął go łokciem, więc odwrócił ode mnie wzrok. Speszyłam się, czułam gorąco na policzkach. Odwróciłam się na pięcie i weszłam w pierwszy lepszy korytarz by tylko zniknąć tamtemu z oczu. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałam czy ze strachu, czy dlatego, że poczułam się.słaba... Przez to zapomniałam o Shailene!. Ta jednak nawija pewnie jak najęta z Jenną. Na końcu oddziału rehabilitacji zauważyłam chłopaka w ciemno granatowych trampkach krótkich ale modnych szortach i czarnej koszulce.. miał blond włosy.. albo wpadałam w obłęd albo tam siedzi nie kto inny niż sam Ross. Wróciłam szybko po moją przyjaciółkę i zabrałam ją tam.
-Dokąd mnie ciągniesz?-szarpała się-Laura!
-Chodź tu szybko z kimś cię zapoznam-rzuciłam patrząc na przyjaciółkę.-Tak bardzo chciałaś poznać Ross'a więc masz okazję.-uśmiecham się i pchnę dziewczynę w przód. Podchodzę do chłopaka.
-Przepraszam pana czy to miejsce jest wolne?-pytam.
-Jasne niech pani.. Lau!-krzyczy tuląc mnie-Co tu robisz? Ślicznie wyglądasz.
-Ty też-uśmiecham się puszczając go-O to samo mogłam spytać ciebie.
-A kim jest twoja piękna... dziewczyna?-spytał Ross widząc że trzymam zimną jak zawsze dłoń Shay.
-To moja przyjaciółka głupku!-szturcham go w ramię-Shailene Woodley, Shay to Ross-chłopak przytula dziewczynę.
-Miło cię poznać.-powiedział.-Co masz w nosie?-zauważył.
-Um..-zaczęłam.-Wiesz..
-Nie spoko powinien wiedzieć-uśmiechnęła się-Mam raka, pierwotnie rak tarczycy 4 stopień ale teraz mam sporą kolonię na moich płucach.
-Boli cię?-spytał z wyraźnym współczuciem.
-Nie-odparła i już zaczęła odczuwać brak powietrza. Usiadłyśmy z nią obok blondyna a ten wyraźnie posmutniał.
-Co się stało?-spytałam.
-Widzisz..-zaczął-Shay może ci się to wydawać chore ale wiem co przechodzisz.. i to co czuję Laura też.
-Jak to?-spytała moja przyjaciółka. W tej chwili drzwi otworzyły się i wyszedł z nich chłopak. Ciemnowłosy kuśtykał na jedną nogę i muszę przyznać że jest nawet wyższy od Rossa. Miał na sobie czerwony t-shirt na nogach tak jak Ross trampki i czarne jeansy. Był bardzo przystojny.
-I jak wszystko dobrze?-spytał zdenerwowany Ross.
-Tak brak zmian nowotworowych.. a proteza boli ale nic na to nie poradzę-chłopak poklepał przyjaciela po plecach.
-Długo cię nie było..-powiedział Ross 'zarzucając' grzywką.
-Wiem ale..cóż za laseczki?-spytał patrząc na nas.
-Cóż ta piękność-Ross objął mnie-To dziewczyna której nie widziałem przez 14 lat..
-To jest ta twoja Laura..-uśmiechnął się i wyciągnął ramiona by mnie przytulić. Musiałam stanąć na placach by go objąć. Miał ze 2 metry!-Ansel Elgort.
-Laura Marano-uśmiecham się.
-A druga ślicznotka?-uśmiecha się patrząc na Shailene.
-To przyjaciółka Laury Shailene Woodley -Ross przedstawił chłopakowi brunetkę.
-Po prostu Shay..-przytula chłopaka i siada z powrotem-Nie znoszę mojego imienia.
-Twoje imię jest piękne.. tak jak ty-chłopak puszcza dziewczynie oczko a ta uśmiecha się szeroko.
Jak ją znam nigdy tak nie promieniała! A w szpitalu?! Coś musiało byś na rzeczy a ja domyślałam się co...czyżby ktoś tu się zadurzył? Na policzkach dziewczyny pojawił się wielki rumieniec. Ani Ansel ani Shailene nie mogli oderwać od siebie wzroku!. Spojrzałam tylko jednoznacznie na Rossa. Chłopak wzruszył ramionami.
-Więc my chyba musimy iść kolego-Blondyn odezwał się do Ansela.
-Jak iść teraz?!-spytał zawiedziony.
-Chloe i Jamie na nas czekają-chłopak westchnął...przewrócił jedynie oczami.
-Właściwie to chyba nie mamy nic do roboty co?-pytam przyjaciółkę biorąc ją za rękę.
-Um..
-Co ?!-krzyknął brunet-Właśnie zrujnowałaś mój świat!-krzyknął chłopak patrząc na mnie.
-Jak to?-pytam.
-Myślicie że to co robicie jest fajne albo coś?-spytał patrząc na nasze dłonie, spojrzałam na przyjaciółkę i tylko uniosłyśmy zabawnie brwi-Cholera a wszystko szło już dobrze! Zawsze musi coś być prawda? A ty? Taka piękność nie może być.. innej orientacji.
-Ansel nie jesteśmy lesbijkami-śmieje się razem z nią aż przechodzący obok starszy pan spojrzał na nas.
-Więc dlaczego wy?.. nie kumam dziewczyn stary-spojrzał na Ross drapiąc się po głowie.
-Wiesz.. jesteśmy bardzo blisko ale nie w ten sposób-odpowiedziała Shay.
-Można powiedzieć że bardzo się kochamy ale nie w ten sposób człowieku!-krzyknęłam.
-Laura mamy wolne miejsca, więc przy okazji poznacie moją przyjaciółkę Chloe i naszego kumpla Jamie'ego.
-Wiesz ..-przyjaciółka jak zwykle chciała się wymigać od poznania kogoś nowego, wbiłam jej paznokcie w dłoń-Z przyjemnością!-wrzasnęła kopiąc mnie w łydkę. Poszłyśmy z chłopakami do samochodu. Ansel cały czas zagadywał Shailene i muszę przyznać że spodobał mi się. Nie w sensie że mógłby być moim chłopakiem! Oczywiście że nie!. Chodzi mi o to jak potraktował moją przyjaciółkę, był pierwszym chłopakiem od kilku już lat który powiedział jej coś miłego. Powiedział że jest piękna. Uśmiechał się patrzył na nią w ten sposób.. nie wiem czy się zadurzył.. ale z pewnością będzie kimś ważnym w jej życiu. A ja już się postaram żeby nim był. Pierwszy raz nikt nie rzucił do niej 'wyjmij te kable z nocha!' albo coś innego. Ross też podszedł do tego w miarę delikatny sposób. Ale Ansel o nic nie spytał. Po prostu na nią patrzył. Kiedy wreszcie dostaliśmy się na dół moja przyjaciółka niemal padała ze zmęczenia. Ansel podtrzymał ją a ta tylko się uśmiechnęła. Obok czarnego samochodu który jak zakładam pochodzi z przed kilku lat (nie chodzi mi o to że był stary, był z tamtych czasów gdzie liczył się lans i nic innego), stał chłopak. Wysoki brunet i niziutka dziewczyna o włosach koloru ciemny blond. Całowali się więc wywnioskowałam że są parą.
-No już się tak nie liżcie-Ross strzelił przyjacielowi 'lepa' w udo.
-Pogięło cię idioto?-zaśmiał się. Zauważył po chwili mnie i Shay,-Cześć.
-Hej-odpowiedziałyśmy.
-Zaraz.. ty musisz być..
-Laura Marano-uśmiecham się a dziewczyna tuli mnie a potem moją przyjaciółkę.
-Ross sporo o tobie nawijał a wczoraj to już w ogóle.-dziewczyna spojrzała na nasze splecione dłonie.
-Czy..
-Nie nic z tych rzeczy.-Shay uśmiecha się szeroko.
-Widzisz?!-dziewczyna szturcha swojego chłopaka-Jednak nie tylko ja, Raini i Rydel jesteśmy tak zżyte dziewczyny się kochają człowieku.
-Oj..-puścił jej oczko.-Jestem Jamie-chłopak również nas przytulił. Dziwiło nas ich zachowanie.. zwykle najpierw człowiek podaję sobie dłoń.
-A ja Chloe miło was poznać-uśmiecha się.
-Was też.
-Hej dziewczyny może macie ochotę na wspólne wyjście?-spytał Ross-pojechalibyśmy do 'Ice cream's at Louis'e' mają tam najlepsze lody w mieście.
-Chcesz?-spytałam Shailene.
-Jasne możemy pojechać-dziewczyna uśmiechnęła się.
-Tylko wiecie bo chyba będzie z tym problem... widzę że twoja przyjaciółka ma problemy z oddychaniem.. no i jest nas więcej niż 5 osób.
-Um.. mogę ją wziąć na kolana-Ansel unosi jedną brew obejmując moją przyjaciółkę. Widziałam że poczuła się lekko nieswojo. Niedługo potem dotarliśmy na miejsce. Każdy na szybkiego coś zamówił i czekając na nasze lody rozmawialiśmy.
-Więc Shay chciałabyś nam opowiedzieć swoją historię?-spytała Chloe.
-Nie wspominałem o tym wcześniej ale nam wydaję się dziwne to że masz w nosie to coś.
-To dla mnie dosyć trudny temat.. ale mogę opowiedzieć pod jednym warunkiem-zdziwiła mnie tutaj zwykle zaczęłaby nawijać o swojej chorobie a tu stawia warunek?-Ansel powie dlaczego nie ma nogi.
-Okay niech ci będzie szantażystko.-chłopak całuje ją w policzek.
-Więc.. miałam 14 lat kiedy wykryli że coś jest ze mną nie tak-zaczęła opowiadać historię którą znałam na pamięć-Był to jak się potem okazało najgorszy z możliwych scenariuszy.. rak tarczycy 4 stopień. Więc zaczęło się chemia-powiedziała pokazując na swoje krótkie włosy-Naświetlania więcej naświetlania... potem dostałam jakiegoś dziwnego ataku a moje płuca zaczęła zalewać krew.
-O boże-westchnęła Chloe.
-Skończyło się tak że bez tych wąsów nie jestem w stanie oddychać.-dokończyła-Mam raka i pogodziłam się z tym.. w nocy jest jeszcze gorzej bo śpię z maską tlenową.
-To niewygodne!-wtrąciłam się.
-Nigdy nie próbowałaś się wyleczyć?-spytał Jamie.
-To jest nie uleczalne.. może gdybym zbadała się wcześniej coś dałoby się zrobić.. ale wątpie-skończyła posmutniając-Więc Ansel opowiadaj swoją historię.
-Widzę że mamy sporo wspólnego- Chłopak zaskoczył nas obie. Wiedział dokładnie co przeżywa Shay bo sam miał nowotwór. Tylko on określił go w ten sposób 'wiesz próbuję kawałek człowieka.. a jak mu się spodoba to go pożera' rak na szczęście dla niego nie rozprzestrzenił się bardzo w rezultacie stracił jedną nogę ale cieszy się że udało mu się pokonać chorobę. Spędziliśmy w 6 naprawdę miły dzień. Kiedy nasi.. znajomi bo na przyjaciół za wcześnie odwieźli nas pod dom Shailene, Ansel próbował zabrać moją przyjaciółkę na randkę. Ta jednak nie zgodziła się z nim iść. Może dlatego że narazie mu nie ufała? Napisałam do mamy krótką wiadomość.
Do pokoju weszła rodzicielka mojej przyjaciółki z tacą kanapek i 2 szklankami soku.
-Pani Woodley trzeba było wołać pomogłabym!
-Lau kochanie dużo razy pomagałaś-uśmiechnęła się stawiając jedzenie na stoliku nocnym mojej przyjaciółki-Zostaniesz na noc?
-Jeśli pani się zgodzi miałam właśnie pytać.
-Przecież wiesz  że jesteś u nas zawsze mile widziana-Kobieta posyła mi oczko. Po chwili usiadła obok mnie. Widziałam po wyrazie jej twarzy że chce powiedzieć mi coś bardzo ważnego. Nie miałam pojęcia co, ale jak ją znam a znam mamę Shay już długo to wiem że coś jest na rzeczy. Brunetka westchnęła a na jej twarzy pojawiło się kilka zmarszczek i wyraz zmęczenia.
-Mogę cię o coś spytać?-spojrzała na mnie.
-Może pani pytać o co chcę.
-Jak mam powiedzieć Shailene coś co może zrujnować albo w jakimś stopniu uratować jej życie?
-Zależy co to ma znaczyć.
-Dowiedziałam się że może mieć operację.. która pozwoli jej zacząc samodzielnie oddychać.
-Naprawdę to wspaniale!-krzyczę i tulę się do kobiety.
-Jednak jest dużo ryzyko ze to się nie powiedzie i ona udusi się podczas operacji..-momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy i nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Bardzo chciałam żeby jej stan się polepszył ale co mogłam zrobić? Nikt nie wynalazł jeszcze leku na raka. Spojrzałam na jej mamę i starałam się odpowiedzieć jakoś sensownie.
-Może zaczeka pani z tym do jutra?-spytałam.
-Z czym masz zaczekać do jutra?-właśnie w tej chwili do pokoju wparowała uśmiechnięta Shailene.
-Um,.. wiesz oo takich..
-Nie Laura to nie ma sensu lepiej niech zna prawdę-zaczęła-Usiądź sobie kochanie. Sam!!-krzyknęła po chwili zjawił się w jej pokoju również ojciec dziewczyny.
-Chcesz jej powiedzieć?-spytał.
-O czym do cholery jasnej!!!!!-krzyknęła i zaczęło brakować jej powietrza więc usiadła.
-Nie możemy zrobić wiele ale to twoja decyzja..-zaczęła Jenniffer.
-Jest szansa na to że zaczniesz sama oddychać-powiedział jej ojciec. Dziewczyna podekscytowana uśmiechnęła się ale widząc nasze miny uśmiech szybko znikł jej z twarzy.
-Podczas operacji możesz dostać ataku.. wiesz jakiego.-Tego co nieraz działo się z moją przyjaciółką ja nigdy nie nazwałam atakiem. Nie dlatego że nie chciałam, lub uważałam to słowo za niestosowne..nie chciałam po prostu przypominać jej o chorobie. Dostawała silnych drgawek, z jej ust wylewała się krew i nie mogła złapać powietrza. Za każdym razem trafiała na OIOM. Mimo to wiedziałam że dziewczyna nigdy nawet na chwilę nie zapomniała o chorobie.
-Więc proste nie zgadzam się na to.
-Nie chcesz zaryzykować?!-spytała jej mama.
-Wiem że to spore ryzyko ale..
-Jakie ALE Laura?!-krzyknęła na mnie-Nie pójdę na tę operację bo chcę jeszcze żyć przynajmniej rok rozumiecie?!-wiedziałam że się zdenerwuje-Boże co spotkałaś Ross'a i mnie możesz się pozbyć tak problem z głowy co!
-Shay!
-Zostawcie mnie w spokoju!
-Córciu!-krzyknęli jej rodzice kiedy ta wyszła trzaskając drzwiami. Fakt, nie miała stalowych nerwów. Jednak była dla mnie idealną przyjaciółką, tuliła mnie cały czas, pocieszała gdy byłam smutna i potrafiła rozśmieszyć. Mamy ze sobą naprawdę wiele wspólnego. Zabolało mnie jednak to co powiedziała. "Spotkałaś Ross'a i mnie możesz się pozbyć problem z głowy co?'. Postanowiłam jej poszukać. Była tam gdzie zawsze kiedy była smutna, siedziała w salonie płacząc. Spojrzałam na nią i usiadłam obok.
-Shailene.. przestań płakać.
-Mam powody to płaczę!-krzyknęła.
-Włóż rurki-proszę.
-Pieprze je !
-Nie rozumiem o co chodzi.-powiedziałam zmartwiona.
-O co chodzi?-spytała-Chcę być taka jak ty... chce byś ładna chcę być zdrowa rozumiesz?! Chcę mieć chłopaka chodzić na imprezy i cieszyć się życiem. Nie nosić wszędzie za tyłkiem tego pierdolonego ustrojstwa-moja przyjaciółka nigdy nie przeklinała więc cierpiała.. bardzo-Nie chcę żebyś mnie zostawiła dla jakiegoś chłopaka.. -Zapłakana dodała-Nie chcę tego życia Laura.
-Shay-łapie ją za rękę i wyciągam spod koszulki naszyjnik. Był to puzzel z napisem BFF. Dziewczyna odruchowo dotknęła swój. Miała drugą połówkę z napisem forever. Złączyłam je i pocałowałam ją czule w policzek-Pamiętasz jak ci go dałam?
-To było w moje urodziny-uśmiechnęła się-Zabawne że urodziłyśmy się nawet w tym samym miesiącu.
-Obiecałyśmy sobie że nie ważne co się stanie zawsze będziemy trzymać się razem.-zaczęłam-Nie myśl że Ross coś między nami zmieni.. nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca.
-Wiesz jak mówią 'stara miłość nie rdzewieje'.
-Nawet jeśli kiedykolwiek ja i on mielibyśmy być razem, co nie jest prawdą!-uśmiecham się szeroko-Nie zapomnę o tobie. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu wariatko chodź tu-przyciągam ją do siebie i wtulam. Jej ciepłe łzy zaczynają spływać mi po karku.
-Lau nie kogę oddychać-powiedziała wkładając wreszcie wąsy.-Tak bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też-dziewczyna całuje mnie i znów się przytula. Kiedy uspokoiłam ją już poszłyśmy na górę zjeść kanapki. Dziewczyna cały czas tuliła się do mnie. Na osłodę postanowiłyśmy coś obejrzeć i padło na 'A Haunted House' Shay omało co nie posikała się ze śmiechu. Ja z resztą nie byłam lepsza, dławiąc się kanapką na jednej scence. Wzięłam prysznic i położyłam się do dziewczyny. Zauważyłam że już prawie śpi, nie miała założonej maski.
-Załóż maskę bo zaśniesz-powiedziałam sięgając po nią. Dziewczyna jednak wtuliła mnie w siebie.
-Nie chcę bo wtedy nie będę mogła się do ciebie tulić.
-Jesteś pewna?-spytała.
-Panikujesz jak chłopak przed pierwszym razem!-zaśmiała się-Kładź się spać... i tak swoją drogą.. Ansel.. jest... całkiem fajny. Mruknęłam tylko przysypiając. Dziewczyna coś jeszcze mówiła ja jednak miałam totalny odlot. Nie mam pojęcia kiedy zasnęłam.
**********************************************
Hej mordki ;3
Dodałam rozdział xd
Tak jakbyście nie widzieli :D
Wiecie wydaję mi się że zaczynam pisać coraz gorzej, mało kto komentuję...i sama jakoś nie jestem przekonana do rozdziałów.
Ten dedykuję Wiernej i Słodkiej ♥
Kochani dodawajcie się do obserwatorów i motywujcie mnie komentarzami.
Mój lapek wciąż nie jest naprawiony, ale jeśli brat bd mi pożyczał swojego to kolejny rozdział za tydzień.
Z góry sorry za ten stary szablon ale WT nie wróciło jeszcze do życia i troszkę jeszcze musze poczekać na szablon. Jeśli Eveline wgl będzie chciała go wykonać xd
Dobranoc/Dzień dobry (zależy jak przeczytacie) ♥
Pozdrowionka dla wszystkich ~Hazelxx

14 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Wcale nie piszesz gorzej...
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdzial!
    Wcale nie piszesz gorzej. Nawet tak nie mów/ nie myśl.
    Czekam na nexta z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak nie jesteś przekonana do rozdziałów ?! Jak piszesz gorzej !? Ja cię zaraz zaciupię ! Genialne, boskie, nieziemskie ! Wiesz dlaczego niektórzy nie komentują ? Bo z wrażenia pozytywnego zemdleli po przeczytaniu ! Czekam na nexta <3 Masz ty talent ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały!
    Piszesz cudownie, naprawdę, nie śmiej w to wątpić ❤
    Czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. ❤super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiesz choć jeszcze jeden raz, że te oto CUDO...jest złe. Albo nie masz talentu...to nie wiem co ja ci zrobię. Kurczę pieczone...(żeby nie przeklinać...bo w końcu jestem przykładną, uczynną i poukładaną dziewczyną....hahah dobry żart....) A teraz tak na serio. Kurwa tak ci jebnę, że ty ruski rok będziesz szukać oczęt. Rozumiano. Ino taki wywód ci za chwile zrobię na GG, że się nie pozbierasz.
    A więc droga UTALENTOWANA dziewczyno. Ten rozdział zmiata z powierzchni ziemi. I nie mówię tego z powodu chwiejnego ruchu ciałem, który dzisiaj wykonuje, z powodu totalnej nudy...(serio Słodka...serio...na fakcie się zastanawiam czy ja w ogóle mam mózg...heheh...Słodka jest tępa...XD).
    O BOSZ jak ty to wszystko pięknie opisałaś...a myśli Lau to składam pokłony. Talenciara....dobra już mi bije. Czuję romansik...Ansel i Shay...perfect couple. No może nie tak perfect jak RAURA...na którą tak czekam...ale lepsze to niż nic.
    Musze przyznać, że Ansel jest mega pewny siebie...i to mi się podoba. Dość szybko zaprosił ją na randkę..hahah. GOOD...aż ciesze pysia.
    Ale może zamiast niego to Ross by się tak odważył ha??!! Oj no nie bądź taka zrób RAURĘ...ja tu umrę jak jej nie będzie szybko.
    BTW rozdział jej mega zarąbisty....a Słodkiej już wali...kuku na muniu. ANYWAY...ja czekam na więcej takich mega rozdziałów. Ale wait wait...co to za więźniowie and why jeden z nich tak dziwnie patrzył na Lau...czuję dreszcz na plecach. Sooo...ja potrzebuje wyjaśnień w trybie now. Więc pisaj mi tutaj new chapter...bo ja tutaj całe paznokcie zaraz zjem. Życzę weny....aaaa i nie świruj mi tak na GG...haha kocham się wiesz...buźka<3

    OdpowiedzUsuń
  7. ♥Wspaniały ♥rozdział♥
    Piszesz CUDOWNIE i nie mów, że jest inaczej!!
    Czekam nieciepliwie na nexta :)
    Olivia<3

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie, ty wiesz co ja ci powiem?! Jeszcze raz powiesz mi taki tekst, a cię pitolnę patelnią i pożyczę Edka od Słodkiej --,-- To ma być beznadziejny rozdział?? Ty wiesz co jest beznadziejne? Nie? To ja ci zara powiem... Beznadziejne to jest to, że ty Kochana nie wierzysz w siebie! Przecież to jeden z najbardziej zajebistowskich rozdziałów jakie czytałam pojmajesz?! Kochanie przecież ty tak cudownie piszesz... A tak lamentowałaś jaki to on fatalny i w ogóle jeszcze raz to powiesz, a naprawdę pożycze Edka od Słodkiej ;>
    No więc tak, bardzo poruszające... jak zresztą cała historia na tym blogu... A ten cały kolega Rossa, Ansel i Shailene fiu fiu... juz mi się podoba... Dawaj ich, więcej chce, tylko więcej i więcej ;) (nie pytaj jestem po lekturze u Słodkiej i po tabliczce Czeko Czeko więc musisz mi wybaczyć ;D) Ale no właśnie więcej Raury też chce... Mam duże wymagania co nie?? ;D xD No trudno Mea swoje wie, a mówiąc to mam na myśli, że Ansel i Shailene będą razem tak samo jak Raura... Bo jak nie to Czeko Czeko maniacy do Ciebie wpadną w nocy i będa jeszcze gorsiu niż ta lalka... ;> Pojmajesz? Ta... no więc cieszę się to już mamy wyjaśnione... ;)
    Tak więc czekam na kolejny zajebiaszczy rozdział.. tym razem mam nadzieję, że obędzie się bez lamentów na GG, bo przyrzekam naprawdę uwielbiam Cię, ale w końcu Cię palnę jak nie przestaniesz wygadywać tych głupot.... xD
    No i oczywiście dziękuję za komencik u mnie, ja ci dam, że nie umiesz pisać komów! I znowu się prosisz o Edka -,- No dobra jak chcesz ;)
    A no właśnie, a propo podziękowań... Wierna chwilowo niedomaga... xD Więc chyba raczej nie pogniewa się za to, że "zgarne" jej dedyka ;D xD (hahaha ty wiesz o co kaman... ;D)
    Tak więc jest jeszcze jedna sprawa sory, ale tak latam po wszystkich blogach i podaję chamską reklamę ;D long-is-the-road-to-happiness.blogspot.com Wiem, że ty już byłaś ale jak to się mówi trzeba się afiszować xD ;D c'nie? Z góry dziękuję za reklamę ;)
    No więc, czekam na nexta, bo pamiętaj jakby co zostają jeszcze inne "środki przymusu" czytaj bilet w jedną stronę na Czeko Czeko, albo pomoc mojego nowego kumpla Edka ;D xD (Słodka, Kochanie pożyczysz mi go prawda? ;*)
    Pozdrawiam, buziaki
    Mea ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział < 333
    Shay, wiadome, że Rossy cie nie zastąpi. Ale żebyś się tylko nie mylila o do Ciebie i Rossa XD Czekam na next ^ - ^ :*
    ~ Livv

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam twoje opowiadanie! ♥♥♥♥
    Po prostu kocham cię za ten twój ogromny talent!
    Laura i Ross... Ansel i Shay...
    Czemu ja ich tak bardzo kocham?*o*
    Weny kochana ;3
    Buziaki - Maja♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie no. Jeszcze raz mi powiesz, że piszesz do dupy to zatłukę cię siekierą! (nie wiem czy to możliwe XD) W każdym razie rozdział boski i nie marudź, że tak nie jest. I jaki podryw Ansela! <3 Trzeba też przyznać, że mama Lau jest naprawdę fajna. Jeszcze ten zwrot "Ja też cię kocham skarbie"... Umm cudowne! ♥ Jednak najsmutniejsza była ta sytuacja z Shay... Boże, dziewczyno, ile emocji tu przekazałaś! I ty twierdzisz, że rozdział ci nie wyszedł? No to troszkę się pomyliłaś :3
    Poza tym ładny szablon :) Tylko Laura dziwnie wyszła... Zły efekt koloryzacji? No nieważne i tak jest śliczny *.*

    Pozdrawiam i czekam na nexta! :>
    Sylwia. xoxo

    OdpowiedzUsuń